Wybraliśmy się wczoraj z moją kochaną żoneczką na sztukę "Wariat i zakonnica" Witkiewicza.

Nie ma w zasadzie chyba sensu, żebym recenzował ten spektakl. Jest w sieci tyle jego recenzji i opisów, że raczej nie trzeba ich powielać. Można o nim poczytać chociażby tu.
Napiszę tylko, że nie zawiodłem się. Świetna gra aktorska (przede wszystkim fenomenalny Dariusz Gnatowski znany szerszej publiczności NIESTETY głównie z roli Boczka w "Świecie wg Kiepskich"), muzyka Pawluśkiewicza (motyw tanga do tej pory błąka mi się po głowie) i niezła scenografia. Jedyne do czego można się przyczepić to...publiczność. Jak zwykle zresztą. Myślałem, że ludzie potrafią się zachować na sztuce teatralnej. Cóż, myliłem się. Ten naród po prostu jest chamski i pewnie nic tego nie zmieni. Żeby było śmieszniej to osoby, które się źle zachowywały to nie 20-latki. Nie. Ci chłonęli sztukę w ciszy. Obok mnie natomiast siedziały sobie osoby w wieku tak mniej więcej 40 lat i cały czas szeptały. Suuuper. Ręce opadają. Inna ciekawa osoba w przerwie marudziła, że bilety są za drogie, ale całe szczęście po znajomości dostała darmowy karnet na wszystkie przedstawienia. Lol, no comments.
Ale podsumowując - gdyby przedstawienie to było wystawiane ponownie pewnie jeszcze raz bym na nie poszedł. Naprawdę polecam. Czasami warto zastanowić się nad czymś głębszym niż kolejne filmy akcji wyprodukowane w Hameryce. Wolałbym co prawda siedzieć na sali sam i w spokoju sobie przyswajać sztukę, ale to już inna kwestia ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz