Nigdy nie umiałem gotować. Oczywiście potrafię przetrwać - makaron z jajkiem, jajecznice itd. Ale nic ponadto :-) Jakoś tak się jednak złożyło, że zachciało mi się jakiegoś dania ze szpinakiem. Jako, że niestety raczej wielkiej miłości do tego przysmaku u mnie w domu nie ma musiałem coś upichcić sam :-) W zasadzie było to pierwsze prawdziwe danie jakie zrobiłem w swoim życiu :-P
I...wszyscy je zjedli! Mi smakowało, innym ponoć też. Ale ja nie o tym miałem mówić.
Gotowanie to jest fajna sprawa. Szczególnie jak ktoś pomaga ("zamieszałeś chociaż ten makaron, żeby nie przywarł do dna garnka?" UPS) oraz jak ktoś po tym całym gotowaniu za ciebie pozmywa. To przede wszystkim. Mógłbym na co dzień sobie gotować, ale pod dwoma warunkami: jeden to właśnie to nieszczęsne zmywanie garów, a konkretniej żeby ktoś lub coś mnie w tym wyręczło (czyli przydałaby się zmywarka), a drugie to żeby nikt nie był od tego jedzenia uzależniony. Tak jak dzisiaj - na luzie, bez że tak to nazwę zobowiązań - było to bardzo przyjemne. Uda się - ok, super. Nie? Trudno, wyląduje w koszu, a wszyscy zjedzą coś innego. Ale, mieć na przykład gromadkę dzieci i wiedzieć, że obiad MUSI się udać bo przecież dzieci nie mogą być głodne? To chyba nie dla mnie.
Z drugiej strony inaczej spojrzałem sobie dzisiaj na tych wszystkich Pascali, Kuroniów, Okrasy itd ale tak od strony idealistycznej, marzycielskiej. To jest dopiero fajna rzecz. Robią to co lubią, nie płacą za te wszystkie produkty, z których robią te pyszności, a nawet więcej - to im za to wszystko płacą :-P
Dlaczego piszę to wszystko? Nie wiem.
Czy to co napisałem ma sens? Raczej nie.
Ale jakoś tak mnie naszło na taki durny wpis.
Proszę o wyrozumiałość ;->
2007/03/25
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz