2006/07/21

Windows XP


Jakiś czas temu mój brat na swoim blogu opisywał wrażenia z instalacji windowsa XP. Postanowiłem pokusić się o coś podobnego. Tzn temat podobny, ale nie będę pisał o instalacji a o używaniu. Bo przecież to jest najważniejsze :-) Drobne uzupełnienie od razu na początku: używam XP w pracy i tam nawet względnie jestem z niego zadowolony. Na komputer tylko do pracy to się nawet nadaje. Ale do używania w domu - NIE.
Irytuje od początku do końca. Pomijając już nawet denerwujące ekrany logowania, których ni cholery nie mogę wywalić (może nie wiem jak, ale jeśli nawet to wcale nie świadczy to na korzyść tego systemu) to zasobożerność tego systemu przerasta wszystko. Niby nie mam jakiegoś super-hiper komputera (procek 2600 mhz, 256 ramu, graficzna radeon 128mb) ale gdy ten system powstawał o takim sprzęcie nawet się panu Gejtsowi nie śniło raczej. Więc jak działa na słabszych komputerach? Wolę nie wiedzieć. Wszystko uruchamia się wolniej niż na Win2k. Gdy mam odpalonego winampa i na przykład worda to firefox odpala się jakieś 20 sekund! Na Win2k praktycznie od razu. Gry? Chodzą o wiele wolniej. Nie wiem czemu. To w sumie jakoś mogę przeboleć bo za wiele nie gram, ale... cholera czemu? Czemu chodzi gorzej pod nowszym systemem, który powinien być bardziej dopracowany nawet jeśli ma większe wymagania?
No ale powiedzmy, że mogę to przemilczeć. A czego nie mogę? Debilnych 'zapór' (jakiś łindołsowy firewall), które blokują wszystko nie to co trzeba (mam od tygodnia tę szkaradę i do tej pory nie mogę wejść na otywy i rozszerzenia firefoxa bo windows magicznie coś blokuje). Cool. Dalej... Automatyczne aktualizacje. To, że system chce się aktualizować to fajnie. Wszak pod linuksem ciągle coś się aktualizuje dzięki czemu komputer lepiej działa, jest bezpieczny itd. Tylko czemu do jasnej anielki po każdej aktualizacji windows chce się ponownie uruchamiać? I nawet jak mu kliknę 'uruchom później' to i tak co 5 minut będzie mi wyskakiwać okienko, żebym ponownie uruchomnił komputer. Zajebiście. A co jeśli nie mam ochoty na aktualizacje? Cóż, oczywiście mogę to wyłączyć, ale kochany system walnie mi w traya piękną różową ikonkę, która będzie przypominać, że system może być zagrożony i że powinienem włączyć automatyczne aktualizacje. Bez komentarza. I ostatnia rzecz, która zdecydowanie najbardziej mi przeszkadza to to w jakim tempie windows zżera mi miejsce na dysku C (czyli tam gdzie zazwyczaj jest zainstalowany). Gdy zainstalowałem ten piękny system, zajmował on jakieś 2GB. Dużo nie? W porównaniu do Win2k czy Win98 to jest bardzo dużo. Mógłbym to jeszcze znieść (na dysku C mam 4 GB z hakiem, więcej nigdy nie potrzebowałem, bo trzymam tam tylko office'a i windows), gdyby tymi 2GB winda się zadowoliła. Ale nie. Automagiczne aktualizacje oraz cholera wie co jeszcze doprowadza do tego, że z każdym uruchomiemiem systemu miejsca na C jest coraz mniej :-) Było 1,5GB, potem 1,2GB teraz jest 900mb mimo, że nic nie instaluję. Po prostu korzystam z systemu :-) Zaje...fajnie :-) Coś czuję, że jednak wrócę do starego dobrego Windowsa 2000. Amen.

Dopisek z dnia 22 lipca 2006 r. Godzina 10:57. Zaraz będę instalować win2k, ale najpierw zdjęcie z obecnego miejsca na dysku :-) Wczoraj było 900. Dzisiaj? Sami zobaczcie... Komedia. Oczywiście NIC nie instalowałem, troszkę tylko surfowałem po sieci, aktualizacje wyłączyłem. Więc co pożera to wolne miejsce? Langoliery?

Brak komentarzy: