Wczoraj trafiliśmy z Asią do Rusticy. Nie dlatego, że jakoś specjalnie chcieliśmy, a dlatego że chcieliśmy zjeść pizzę (i tylko pizzę - nic innego i koniec), a wszystkie miejsca w innych pizzeriach były zajęte. No cóż... trudno się mówi. Czego się nie robi dla zjedzenia kawałka ciasta z dodatkami ;)
Rustica zawsze mi podpadała. Najbardziej laniem piwa. Zawsze lali beczkowe piwo poniżej kreski na szklance. Strasznie mnie to wnerwiało i przestałem tam chodzić.
W tej kwestii niewiele się niestety zmieniło. Pierwsze piwo, które dostaliśmy było idealnie na styk, wręcz co do milimetra (w takiej mexicanie czy pinokiu to się nie przejmują i zawsze dają ciut więcej), ale kolejne były już poniżej linii. Standard.
Lećmy dalej. Pizza. Zamówiliśmy Incavolatę (po włosku znaczy to po prostu "wkurzona" ;-)) z sosem czosnkowym, który z Asią wprost uwielbiamy. Pani przyniosła po 30 minutach pizzę...bez sosu :] Jak się upomnieliśmy zrobiła zdziwioną minę i jeszcze sprzeczała z nami, że wcale nie zamawialiśmy sosu (a pamiętam doskonale, że zamawialiśmy). Nieładnie, nieładnie. Na pierwszej lekcji 'kelnerowania' człowiek powinien się nauczyć, że z klientem nie należy się na takie tematy sprzeczać! Nawet jeśli nie ma się racji, należy grzecznie przeprosić i powiedzieć, że zaraz usterkę się naprawi. No ale nieważne... Sos w końcu nam przynieśli (po 5 minutach...).
W międzyczasie dotarły do nas jeszcze dwie osoby - Justyna i Marek, ale Ci nie mieli już nawet tyle szczęścia co my. Oczywiście nikt do nich nie podszedł, trzeba było kelnereczkę wręcz siłą ściągać aby ich obsłużyła. Obsługi było po prostu za mało. Do knajpy zwaliło się pełno osób do oglądania meczu (zapomniałem wspomnieć, że Rustica wystawiła sobie w ogródku wielgachny ekran+rzutnik i transmitują mecze z mistrzostw) i te trzy kelnereczki tyle luda nie mogła po prostu porządnie obsłużyć (bez skojarzeń :)).
Będę już zmierzać do końca...dodam jeszcze tylko, że pizza którą zamówili J. i M. była taka sobie (aczkolwiek nie pamiętam nazwy tej pizzy), oraz że na trzecie piwo czekałem prawie 30 minut. Gdybyśmy byli sami pewnie bym wyszedł, no ale nie chciałem robić zamętu wśród znajomych.
W zasadzie najmilsza rzecz jaką wspominam z tego wypadu to to, że Portugalia ograła Anglię w ćwierćfinałach i Angole jadą do domu :)))) Miodzio.
2006/07/02
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz