2006/06/06

Pinokio raz jeszcze...


Cóż... ostatnim razem rozpływałem się na temat Pinokia. Teraz niestety nie mam zamiaru. Wręcz przeciwnie. Jedyne co dziś było dobre - to piwo. Naprawdę mi smakowało. Było dobrze schłodzone, ilość też była jak najbardziej cacy. Reszta niestety mniej. Dwie rzeczy mnie nie zadowoliły i to zdecydowanie.
Pierwsza - pizza. Cholera, nie wiem czy zmienili kucharza czy co? Zawsze mieli w Pinokiu dobrą pizzę (aczkolwiek przy Torino się chowają akurat z tym). To co było dzisiaj... w smaku takie sobie na dodatek cała się rozlatywała. Ale to pikuś. Bardziej wkurzyła mnie druga rzecz.
Co by nie mówić w Pinokiu dawniej przebywaliśmy prawie codziennie. Ostatnio troszkę rzadziej, ale też jednak bywamy tam w miarę często. Wystarczająco często, żeby nazwać nas stałymi klientami. Wystarczająco często aby dawniej od razu wiedziano co nam podać. Kojarzą nas tam itepe. Szef tyż. Zawsze jakoś podszedł, pożartował i w ogóle. Kij z tym, że dzisiaj nas totalnie olał i udawał, że nas nie widzi. Potrafię się z tym pogodzić, jakoś mnie to nie rusza. Ale jak patrzyłem jak się rozpływa przy paru makaroniarzach, którzy się pojawili w knajpie to chciało mi się rzygać. A co mnie wkurzyło jeszcze bardziej? Jak makarony dostały jeszcze do tego upominki. To już przegięcie. Wylewa się ze mnie teraz straszne narzekanie i frustracja. Doskonale sobie z tego zdaję sprawę, że jestem marudny. Ale kurczę, jakbym nie kombinował to gdybym był na miejscu właściciela takiej knajpy to bardziej zależałoby mi na zadbaniu o STAŁYCH bywalców takich jak my, którzy zostawiają spory grosz niż o zadowolenie ludzi, którzy pojawili się tam pierwszy i najprawdopodobniej ostatni raz. I tylko to chciałem napisać. Ogólnie - poczułem się dotknięty. Tak właśnie zraża się stałych klientów. Brawo.

Brak komentarzy: