W dzieciństwie byłem prawdziwym fanem Żółwi Ninja. M

iałem chyba wszystko co z nimi związane. Komiksy, które czytałem po 20 razy, małe figurki żółwi, którymi rozgrywałem niezliczone batalie ze złym Shredderem (zawsze byłem Leonardem i oczywiście zwyciężałem ;-)), puzzle w kształcie pizzy z różnymi scenkami żółwimi, które układałem niezliczoną ilość razy, grę komputerową na Amigę 500 i sam nie wiem co jeszcze. Oprócz tego co chwilę rysowałem moich idoli, a także z przejęciem oglądałem filmy opowiadające historie zmutowanych żółwi. Odkąd pamiętam żółwie były sympatyczne, zawsze uśmiechnięte i nawet w trakcie walki rzucały swoje "cowabunga" rozładowując stresującą sytuację :)
To było kiedyś.
Teraz - nadal darzę je sympatią. Dlatego też strasznie zapaliłem się do nowego filmu - TMNT - nowej historii żółwi, ale zrobionej w 100% za pomocą komputerowej grafiki. TMNT - czyli po

prostu Teenage Mutant Ninja Turtles. Film wczoraj obejrzałem i...jest mi smutno. Smutno, że tak zniszczono te legendarne (zapewne nie tylko dla mnie) postaci. Od razu widać, że ten kto wymyślił ten film nie był nigdy fanem tych
PRAWDZIWYCH żółwi ninja. Tych, o których pisałem parę zdań wcześniej. Co prawda scenariusz został napisany na podstawie komiksów Kevina Eastmana i Petera Lairda, ale...No właśnie.
Ale. Ale to niestety nie to. Nie jest to już bajka dla dzieci, raczej dla nastolatków (wymóg zmieniających się czasów?), żółwie nie są już sympatycznymi mutantami, z którymi chciałbym się identyfikować. Może to wina tego, że one też dorosły? Wszak dawniej same były nastolatkami. Teraz zionie od nich cynizmem, brutalnością, sceptyzmem oraz masą agresji. Inne postaci zresztą też zmieniły się głównie na niekorzyść ich samych.
Generalnie - żałuję, że tak potoczyły się losy moich idoli z dzieciństwa. Szczerze mówiąc, wolałbym aby nikt ich nie odgrzebywał z cmentarza doskonałości, jaki miałem ułożony w moich myślach i w mojej głowie. Tak niestety się nie stało, a co gorsza zakończenie ewidentnie pokazuje, że będzie następna część filmu. Ciekawe co w tej następnej części ujrzę? Donatello gwałcącego April O'Neal? Teraz troszkę ironizuję, ale naprawdę wiele się zmieniło w żółwim świecie.

Nawet muzyka w filmie jest kiepska. Poza dwoma czy trzema utworami, których twórcą jest doskonały Klaus Badelt (m. in. cała ZNAKOMITA ścieżka do Piratów z Karaibów oraz Equlibrium), przewijają się jakieś młodzieżowe niby-to-rockowe zespoliki.
Podsumowując - filmem jestem mocno zawiedziony i raczej go nie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz