Jakoś tak się złożyło, że zakupiliśmy do firmy notebooka, który miał wgranego Linuksa.
Nie jakiegoś tam (phi) Windowsa, a Linuksa ;-)
Zawsze myślałem, że te linuksy, które są wgrane na notebookach to dopieszczone, ładne dystrybucje. Z wszystkimi bajerami i tak dalej. Że szary użyszkodnik, który do niego siądzie powie "kurczę, jakie to świetne, czemu ja korzystałem z windowsa skoro tutaj mam to wszystko za darmo i do tego jest to takie wspaniałe?!"
Jakież było moje rozczarowanie (a zarazem zdziwienie) gdy przywitała mnie surowa konsola w rozdzielczości 640x480 ze standardowej instalacji. Golutki linux, bez X-ów czy jakichkolwiek przydatnych aplikacji. Obrzydlistwo.
Moja teoria spisku podpowiedziała mi w pierwszej chwili: na pewno Bill Gates płaci za to, żeby te linuksy były tak zainstalowane. Żeby użytkownik i tak wybrał windowsa :>
A tak serio...dziwię się, że taka szansa nie została wykorzystana. Bo to naprawdę świetny sposób na sprzedawanie dobrych notebooków TANIEJ. Z tym, że działa tu przede wszystkim reklama. Ja na przykład gdybym zobaczył takiego linuksa jakiego np ma mój sąsiad czy brat zachwyciłbym się tym i polecił znajomym. A po zobaczeniu tego co widziałęm powiedziałbym tylko, że linuks ssie. I że to tylko DOS jakiś jest czy inna cholera.
Drobna uwaga dla fanatyków linuksa, którzy chcieliby mnie nawracać po tym tekście słowami w stylu "linuks jest super, to najlepszy system, on wcale nie musi tak wyglądać, blablabla":
darujcie sobie. Używam linuksa od conajmniej ośmiu lat.
2006/12/12
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz