2006/06/11

Ostatnia kawalerska sobota...

Ten wpis będzie nieco inny od wcześniejszych :) Nie ma sensu opisywanie wad i zalet (a może zadów i waletów, kto to wie) jakiejś knajpy. Opiszę po prostu całą naszą podróż gdyż założenie tego wieczoru było inne. Jakie? Prosta odpowiedź: jedna knajpa, jedno piwo :)
Ale po kolei. Naszą podróż w składzie jeszcze niewielkim tj. pivo i ja zaczęliśmy od Mexicany.
No bo przed piciem coś trzeba zjeść, a tam żarcie bardzo dobre. Niestety tę wizytę w meksykańskiej knajpie będziemy kiepsko wspominać. Usiedliśmy i czekaliśmy aż ktoś nam przyniesie menu. Zawsze zjawiał się ktoś od razu. Cóż...nie tym razem. Czekaliśmy DZIESIĘĆ MINUT. I wcale nie dlatego, że było dużo ludzi. Nie. Ludzi było niewiele. Powód? Kelner (czy barman czy czym on tam jest) miział się z jakąś panną i ostentacyjnie nas ignorował. Powinien za coś takiego wylecieć z roboty. W końcu dali nam piwo, parę minut później przylazł Jaro, ale... też nie mógł się doprosić żeby go obsłużono. Z płaceniem było podobnie. Jeden wielki chaos, gościowi pomyliły się rachunki. Ogólnie - wszystko nie tak jak trzeba. Poza jedzonkiem. To jak zwykle na poziomie. Tak więc zjedliśmy, wypiliśmy po piwku i gotowi na podbój starówki ruszyliśmy dalej :-] Padło na "Misia". Z jedzeniem ostatnio podpadali, ale że jeść nie chcieliśmy to weszliśmy. Wszystko było cacy, wypiliśmy kolejne piwo, zeżarliśmy nieco orzeszków (nie robią ich w Misiu więc były dobre :P) , rozegraliśmy partyjkę w 1000 i poleźliśmy do InterCity. Do mojej (chyba) ulubionej knajpy. Oczywiście spotkaliśmy pełno znajomych, jak to zazwyczaj w tej knajpie. Cała pijacka 'elyta' tam przesiaduje :-P Niestety długo tam nie wytrzymaliśmy. Pomijając smród (cholera, ciekawe czy Paweł kiedyś zamontuje tam klimę inną niż otwarte drzwi) to muza wczoraj leciała tak głośno, że nie słyszało się własnych myśli. Jedno piwo, idziemy dalej. Gdzie teraz? Ano Sami Swoi gdyż naszła nas ochota na darta. Od razu przy wejściu daliśmy się prawie zrobić w ch... jakiejś panience, która z kamienną twarzą powiedziała, że za wejście 5 zł. Prawie łyknęliśmy :->
Sami Swoi warci są poświęcenia więcej niż 2-3 linijek. W sumie spędziliśmy tam duuużo czasu.
Troszkę się tam pozmieniało. Mniej było typowych dresiarzy i łysych (bo zazwyczaj takie towarzystwo tam spotykałem) aczkolwiek nadal o wiele łatwiej spotkać pijanego jak bela, ledwo trzymającego się na nogach faceta tam niż gdzie indziej. Największą zmianą (może ktoś mnie wyśmieje, może jest to już od dawna... nie wiem, nie bywam tam często) okazał się rzutnik. Całkiem ładniutki :-) Eniłej, wróćmy do samego pobytu. Nie będę opisywał całego pobytu bo nie ma to sensu i miejsca by nie starczyło. Dołączył w każdym razie do nas jeszcze Piotrek i we czwórkę cięliśmy w darta, a potem w piłkarzyki.
Moje główne spostrzeżenie tego wieczoru: Jarek i Piotrek oszukują w piłkarzyki :P Nie można inaczej wyjaśnić tego co oni wyprawiali ;-))) W każdym razie w Samych Swoich złamaliśmy wieczorową zasadę "jedna knajpa, jedno piwo". Pewnie byśmy ją łamali o wiele dłużej, ale przed 4 powiedzili nam, że zamykają :P Cóż, trudno. Wychodzimy a tu jaaaasno :> A więc skoro dzień dopiero się zaczyna trzeba go godnie powitać. Czyż nie? Oczywiście, że tak :-> Kierunek: Mac Arthur's. Tylko to może być jeszcze czynne o tej porze. Niestety jednak już zamykali. I tu małe spostrzeżenie, ale które nasuwa się dopiero teraz, gdy piszę tę notkę. Gdybyśmy wtedy się rozeszli to nie bolałaby mnie teraz głowa :-) O, przy okazji, od Samych Swoich towarzyszył nam znany i lubiany pan Zdzich. Yyy... to nie ta bajka :P Towarzyszył nam Marynarz. W zasadzie powinienem skończyć opis wieczoru w tym momencie. No bo co to za frajda chwalić się, że kupiliśmy jeszcze wódeczkę i poszliśmy do parku? :P Żadna ;)
Podsumowując (i omijając wątek parku): wieczór/noc/poranek/whatever uważam za baaardzo fajny i udany. Z wyjątkiem przebudzenia dnia dzisiejszego, no ale z tym trzeba się liczyć :) Chłopaki się spisały! A po tych wszystkich toastach itepe itede to przyszłe życie małżeńskie to nawet nie, że może... Ono MUSI być udane! Tyle moich wypocin. Idę się napić Alka Seltzer.

Brak komentarzy: